Piąty

A macie, dzieci :D

Lewitował ją przed sobą, uważając, by na nic nie wpaść. Chichoty Śmierciożerców nadal odbijały się echem po osiedlu. 
Snape nie chciał o tym myśleć. Mógł przecież być jednym z nich. Mógł tak jak oni zabijać, doprowadzać do płaczu i brać to, co się zapierało. Postąpił jednak inaczej, zawierając pakt z Dumbledorem. Od tego momentu służył tym, dla których życie znaczyło o wiele więcej, niż ulotną sekundę. Brali ochłapy, jakie dawał im świat, choć dla Voldemorta stanowili gówno do wyeliminowania.
Granger walczyła. Dzielnie i w imię miłości do przyjaciół. Część jego skamieniałego serca podziwiała ją za to, lecz na jej miejscu odpuściłby wieki temu. Gdyby mógł, uciekłby jak najdalej, kryjąc się jak… tchórz. Tchórz, którym niewątpliwie był od czasów dzieciństwa.
Przeszedł przez ciemny korytarz, a potem odblokował wejście, wchodząc do ciepłego salonu pełnego czarodziejów. Molly jęknęła, łapiąc się za usta, a młody Weasley z Potterem ułożyli Hermionę na kanapie. Ginny odgarnęła z twarzy dziewczyny lepkie od potu włosy, a potem spojrzała na Severusa pełna oczekiwania. Wszyscy chcieli dowiedzieć się, co zaszło na górze.

- To Patrol – mruknął oschle. – Wzmacniali zaklęcie.


- Nic jej nie jest? Wygląda gorzej niż zwykle… - McGonagall stała nad swoją była uczennicą, przyglądając się jej buzi.


- Dałem sobie radę, ale Granger to szlama, a one nie są zbyt odporne. Musi odpocząć.


- Severusie. – Minerwa upomniała go krótko, ale czarodziej nie miał ochoty na pouczania. Wykonał zadanie. Pomógł młodej czarownicy i mógł w końcu wrócić do siebie.

Jego warta dobiegła końca. Niech inni się teraz martwią.

*

Zacisnął palce w pięść, ale mięśnie nadal drgały. Sine plamy powoli ustępowały, choć przez cały czas były widoczne, gdy Severus unosił dłonie do twarzy.
Prawdopodobnie, gdyby miał inny charakter, czułby dumę z udzielonej pomocy. Po części stałby się bohaterem, od którego zależy życie kilkorga ocalałych, jednakże parszywy stosunek do ludzi wygrywał to starcie i Severus Snape potrafił wykrzesać z siebie wyłącznie niezadowolenie z faktu, że osobiście ucierpiał w złamaniu wzmocnionego zaklęcia. W takich chwilach obwiniał wszystkich, przez których Voldemort doszedł do władzy.
Potter nie wykonał zadania, Dumbledore zniknął, Ministerstwo dało się zmanipulować, a cała reszta czarodziejskiej populacji albo wyginęła, albo służyła Czarnemu Panu, wegetując w zniszczonym mieście.

- Co za noc… - mruknął w pustą przestrzeń, rozmasowując obolałe, blade palce. Z salonu dochodziły nieliczne głosy, wśród których prym wiódł podniesiony ton Molly Weasley, przeżywającej stan Granger.

Severus przymknął powieki, układając się wolno na łóżku. Oddałby wszystko, by móc zginąć w pierwszej fali likwidacji wrogów Voldemorta. Miałby przynajmniej coś, za czym tęsknił od kilku lat.
Spokój.

*


- Profesorze Snape? Czy mogę wejść?


- Czego chcesz?


- Chciałabym wejść. Otworzy pan drzwi?


Severus przewrócił oczami, ale opuścił bose stopy na zimną posadzkę i dźwignął się w górę. Strzyknęło mu w kolanach, kiedy podparł na nich ręce.


- Co znowu? – zapytał, uchylając drzwi. Hermiona miała zarzucony na plecy okropnie pomarańczowy szlafrok, spod którego dostrzegł wypłowiałą, czerwoną piżamę. – Nie umawialiśmy się na eliksiry, a ty chyba powinnaś nabrać sił, więc wracaj do siebie i nie zawracaj mi głowy. – Zamknął drzwi, lecz dziewczyna zdążyła wsunąć w szparę stopę.


- Profesorze, chciałam pomówić o nocnym Patrolu.


- Naprawdę nie rozumiem, czemu przychodzisz do mnie z każdą pierdołą.


- Bo… - Hermiona poprawiła zsuwający się szlafrok. – Bo reszta stara się narzucić mi swoją pomoc, a ja mam dość słuchania o tym, że powinnam przyjąć ich propozycję.


- A więc uciekasz i szukać schronienia w moim pokoju? – Uniósł brew, a dziewczyna pokiwała wolno głową. – Zły adres, Granger.


- Potrzebuję rady – wyrzuciła prędko i korzystając z konsternacji na twarzy byłego profesora, wślizgnęła się do środka. – Czy uważa pan, że Śmierciożercy byliby w stanie dostrzec różnicę, gdyby ktoś inny stałby się mną? – Hermiona zacisnęła wargi, podczas gdy Snape oparł się biodrem o krzesło.


- Do czego zmierzasz…?


- Jest pan w stanie uwarzyć jeszcze więcej Wielosokowego?


- Czyj to pomysł? Bo nie chce mi się wierzyć, że jesteś aż tak głupia.


- Może pan to zrobić, czy nie?


- Teoretycznie tak, w praktyce uważam…


- Profesorze Snape. – Hermiona wypuściła ze świstem powietrze i usiadła bez pozwolenia na łóżku. – Chociaż jeden raz proszę mnie nie raczyć niepotrzebnymi kazaniami. Jestem zmęczona. Mam dość udawania, pracowania dla Voldemorta i strachu, który zaczyna przejmować nade mną kontrolę. Potrzebuję kilku dni dla siebie, ale jeśli nie pojawię się w ministerstwie, to zginiemy wszyscy. Ufam Harry’emu, Ronowi, Ginny i ufam panu, więc wiem, że ten jeden raz mogę zgodzić się na ich plan.


Snape zamilkł na kilka sekund, wpatrując się ponad ramię dziewczyny. W końcu spojrzał na jej wymęczoną twarz i w oczy pełne wyczekiwania.

- Kto będzie tym szczęśliwcem, którego zamienisz we własnego klona?

Komentarze

  1. Dziękuję za ten nowy rozdział, bo jest cudowny :D opowiadanie ma niezwykle oryginalną formę więc z całego serca gratuluję pomysłu, bo wciąga czytelnika i nie chce puścić :)) życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty